sobota, 21 maja 2011

Powroty

Bylem na rozmowach. Z roznym skutkiem ale jakoś poszlo. Pierwsza rozmowe sobie odpuscilem bo zbyt pozno przyjechalem. Pierwsza 'restauracja' byla dosc dziwna i budna. Nie rozmawialem z osoba decyzyjna w firmie tylko z jakims asystentem, ktory kazal mi przyjsc w niedziele na dzien testowy. Nastepne spotkanie było w KFC gdzie chcialbym pracowac. Sprawdzona firma, wszystko jasne. Stawka troche niska ale duzo nadgodzin i latwo dorobic. Na koncu bylem w Grubym Benku, troche dziwne godziny pracy bo 12-15 godzin kasa taka nawet ale.. Teraz mogę tam popracowac ale co dalej? Wolalbym cos stalego jak w KFC, skad mam dziś dostac telefon czy mnie przyjma. Jak nie KFC to wracam do Gostynia nad morze, żeby tam zarobic 6 tys zl. Jak jest pogoda to jest to do zrobienia. Żaden problem. Gorzej z deszczowymi dniami. Ale nie jest źle bo mialbym przynajmniej jakas kase na start. Tak się wlasnie zastanawiam co zrobic. Studiowac czy sobie odpuscic? A moze isc na zaoczne? Oczywiscie mam plan A, B i C wiec wiem co zrobic 'gdyby'. Dowiem się dziś wieczorem. Tymczasem powstawiam wszystkie te notatki na bloga.

Spokoj

Zanim moi rodzice się rozwiedli mieszkalismy w duzym, ba, bardzo duzym domu po moim dziadku, ktory byl kolejarzem. Dlatego też dom miesci się zaraz przy stacji kolejowej. Od malego mialem stycznosc z pociagami, nie fascynowaly mnie tak jak mojego mlodszego brata, ktory chodzil ogladac wybrane pociagi przez co nieumyslnie nauczyl się rozkladu jazdy. Nie mniej pociagi byly zawsze swietnym wakacyjnym srodkiem lokomocji ( wlasnie wpadlem na to, że jazda pociagiem kojarzy mi się z wakacjami i moglbym przerwac dalsze wywody czego jednak nie zrobie ). Podobaly mi się te pietrowe, dokladnie takie jak ten w ktorym wlasnie jade. Tak wiec wszystkie troski jakby uciekly, podziwiam krajobraz, chcę troche porysowac chociaż nie umiem, ale bardzo mnie to odpreza. Na mojej twarzy wreszcie pojawil się usmiech, co ostatnimi czasy było niezwykle rzadkim widokiem. Co wazniejsze pojawily się kolejne wnioski i rzeczy o ktore w zyciu bym się nie podejrzewal.
Napisalem sms'a do mojej mamy z powiadomieniem gdzie jestem i ile wyniosla doplata do biletu. Zazwyczaj nigdy tego nie robie, ogolnie jestem dosc oschly i nie potrafie okazywac uczuc. Jednak gdy przypomnialem sobie widok spiacego brata, kiedy wychodzilem na pociag zrozumialem, że niemoglbym ich zostawic bez jakiejkolwiek wiadomosci czy bez wspolnych swiat, ktore de facto sprowadzaja się do wyzerki i siedzeniu przy kompie/telewizji. Pare minut wczesniej pisalem, że do zmian potrzebna jest motywacja i czas. Teraz zreflektowalem się, że to nie jest konieczne. Ludzie się zmieniaja, pija, kradna, kochaja, rzucaja, poniewieraja, sa. Taka ludzka natura i nic się na to nie poradzi, bo nie zmieni się wszystkich i wszystkiego. A nawet jeśli by ktos chcial cokolwiek zmienic to powinien zaczac od siebie.

Mocny charakter

Jade teraz pociagiem z Pily do Krzyza wiec mam troche czasu na myslenie. Wszystko sila rzeczy kumuluje się wokół Misji Szczecin. Przypomnialo mi się kilka rzeczy z mojego dotychczasowego, nudnego zycia. Najswiezsze sa te z pracy w Orange, gdzie trenerzy wciaz mowia o Twoich slabych i mocnych stronach. Najczesciej u mnie pojawialo się; otwartosc, odwaga, chec wytlumaczenia wszystkiego. Teraz z trzech rzeczy ta ostatnia wydaje się najbardziej prawidlowa i prawdziwa. Z otwartoscia nie bylbym taki przekonany chociaż moze w pewnym stopniu. Ale ja jako odwazny, zdecydowany mocny charakter? To chyba byla proba podniesienia mojego morale, bo z moimi wszelkimi watpliwosciami i wszystkimi 'ale' wydaje mi się że wcale taki nie jestem. Z kolei moja mama powtarza, że podoba się jej moje zdecydowanie. 'Ponoc' jak chcę to robie to mam zamiar zrobic, bez niepotrzebnego rozbijania się na drobne. A mi wydaje się że jest odwrotnie. Wiem, że taka zmiana jest mozliwa ale to wymaga czasu i pewnego bodzca. Punkt zaczepienia moze i mam ale nie jest on stabilny. W sumie to okaze się dosc szybko. Ale czas jest tym czego nie mam. Musze znalezc w sobie to cos albo wyzwolic teraz zaraz, bo skonczy się tak samo jak zawsze czyli porazka. Tylko, że takie porazki bardziej mnie oslabiaja niż motywuja do dalszej, ciezszej pracy. Jednak nie dowiem się tego wczesniej jak za pare, parenascie godzin. Musze być silny tylko nikt mi nie powiedzial ani nie pokazal jak to zrobic.

Akcja Szczecin - falstart

Akcja Szczecin - falstart
Dziś miał być piękny a zarazem sądny dzień. Oczywiście nie spałem, żeby nie zaspać na pociąg o 5.35 co nie zmienia faktu że nim nie pojechałem. Jak to się stalo, że swoja nowa przygodę zaczalem od falstartu? Proste, nie zabrałem portfela. Swiecie przekonany że wszystko mam zabrane i spakowane wyszedłem z domu lecz wewnętrzne przeświadczenie podpowiedziało mi że czegoś nie zabrałem. I miałem racje, udało mi się wysiascz ciagu i wrocic do domu w poszukiwaniu portfela z biletem i dokumentami.
Od razu pomyslalem, że to moje fatum, przeznaczenie, które będzie sprawdzać mnie na każdym kroku. Zdawalo mi się nawet że ten portfel ktos schowal ale w pore się ogarnalem dzięki czemu jade kolejnym pociagiem, z szansa że zdarze na kazde spotkanie rekrutacyjne i swiadomoscia, że samieszkam już w Szczecinie.
Im dluzej nad tym mysle tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że zycie to seria prob, przez ktore przechodza wszyscy. Klody pod nogi rzucane sa z kazdej strony, skutecznie starajac się nas zlamac, przewrocic lub chociazby zachwiac nasza pewnosc siebie i oddalic wytyczone cele czy marzenia.
Pierwsza probe zdalem na 3+ . Dlaczego taka ocena, a nie wyzsza? Bo narazie jade pociagiem do Szczecina i nie wiem czy nie bede jeszcze dziś z niego wracal. Plus jest bardziej na zachete, żeby w przyszlych probach miec swiadomosc tego, że od poczatku nie było lekko a jednak sobie poradzilem.
Wciaz odwlekam moment żeby powiadomic mame, że zostaje w Szczecinie. Ogolnie to nie ma sensu ja martwic skoro i tak jeszcze nie mam nic pewnego.
I jeszcze taka anegdotka, dotyczaca podrozy w filmach amerykanskich, na ktora wpadlem wczoraj przy pakowaniu się. Mianowicie jak to mozliwe że caly dobytek ludzie mieszcza w jednej torbie czy walizce. Teraz już wiem po sam mam torbe podrozna, plecak i laptopa.

P.S Teraz wiem, że moglem isc spac. Jestem zmeczony i jest mi zimno. Obym tylko mogl się wyspac w Szczecinie.

Kazdy nowy dzien rodzi nowe paranoje.

Jadac poraz kolejny na rowerze, myslac nad tytulem tego posta zastanawiam się: co dalej?
Zdecydowalem że od piatku wyprowadzam się do Szczecina. Zakladajac że dostane prace. Mam 4 rozmowy kwalifikacyjne i wiem, że się uda. Decyzja powazna, bedaca wynikiem tego co postanowilem w lutym. Wtedy bylem przekonany, że postępuje słusznie i teraz jestem dumny z podjętej decyzji. Teraz bym już jej nie podjal. A przynajmniej nie byłbym przekonany jej słuszności.
Każdego dnia myslei zastanawiam się co dalej, co będzie jak mi nie wyjdzie. Mam wątpliwości, to oczywiste, bo jest cosco mogę stracić. W głowie mam już kilka planów alternatywnych i żaden nie obejmuje dalszego studiowania. Trzeci raz już bym nie podchodził, bo to byłoby chyba bez sensu.
Ale najważniejsze jest to że straciłbym pewność w swoje umiejętności i charakter. Dlatego z 'nożem na gardle' przystępuje do akcji Szczecin. Musi się udać, musi...